Już od lat czekali na nowy materiał od Janet Jackson. Od tamtego – dla mnie – fantastycznego „Dyscypliny” w 2008 roku i po fatalnej śmierci swojego brata, Króla Popu, Michaela Jacksona, Janet tylko wystawiła głowę na rynek muzyczny poprzez kompilację, więc fani weszli – byliśmy - całkiem zrewolucjonizował się wraz z pojawieniem się nowego albumu „Unbreakable”.
Ale zacznijmy od powrotu do 2008 roku i ich albumu 'Dyscyplina'. Warto, że ulubione style muzyczne Janet Jackson są więcej niż zaznaczone po tylu latach kariery. Oczywiście, jako dobry artysta, wiesz dokładnie, co lub czego nie robić podczas nagrywania nowego materiału. Z mojego punktu widzenia uwzględnienie tego podczas nagrywania „Discipline” sprawiło, że ten album jest perełką. Poobijany przez firmę dzięki gównianej promocji „Discipline” przeszedł prawie niezauważony.
W dzisiejszych czasach został wydany 'Niezniszczalny', nowy album Janet Jackson, z którego single takie jak „No Sleeep” lub, ostatnio, „Burnitup!” z Missy Elliott, dwie zupełnie różne piosenki, które zapowiadały szeroki wachlarz stylów, jakie może nam przynieść „Unbreakable”… i tak właśnie było. Nie wiem, czy na dobre, czy na złe „Unbreakable” przechodzi od najseksowniejszego R&B do potężnych sekwencji housera skupionych na parkiecie bez obcinania włosów, nie wcześniej niż usiądzie przy fortepianie w poszukiwaniu łatwego baladonu i posiada również uciekał się do rapu. Wszystko to zrobiła już wcześniej Janet w swojej obszernej dyskografii, tyle że tym razem wszystko składa się na jeden album. Dla niektórych długoletnich fanów ten punkt może być niepokojący, ale wszystko wydaje się uspokajać, gdy odkryje się jakość produkcji. To jest coś, w czym Janet jest zwykle nie do pobicia. Te piosenki mogą ci się podobać mniej więcej, ale wszystkie brzmią tak, ale tak dobrze, że niejednokrotnie zdasz sobie sprawę, że słuchałeś całego albumu, a nawet go zanuciłeś… i to dobrze.