„Nie proszę o miejsce w raju” – mówi brytyjsko-libański artysta Mika o swoim nowym albumie 'Nie ma miejsca w niebie', dzieło, w którym poprzez bardziej „melodyczny, prawdziwy i intymny” pop uwalnia się i wyraża odrzucenie niektórych klisz, z którymi wyrosła. „Nie odrzucam religii, ale zgadzam się z niektórymi jej frazesami, takimi jak obietnica raju i kara piekła. To jedna z pierwszych rzeczy, które musisz zniszczyć, aby mieć przejrzyste i uczciwe życie ”- powiedział w wywiadzie muzyk, który przez całe życie kształcił się w szkołach religijnych.
Mika (Beirut, 1983) wyjaśnił, że „wielu ludzi z ich pokolenia” różni się od swoich rodziców lub dziadków, ponieważ „dali sobie wolność wyboru punktów religii, z którymi się zgadzają, az tymi, którzy się nie zgadzają. Tym samym od swojego pierwszego singla, który ma taką samą nazwę jak album, artysta podkreśla, że jest to piosenka, która „sprawia, że ludzie się uśmiechają i dotykają” i że zaczął pisać do swojego ojca, kogoś, z kim, jak wyraził, nigdy nie odbył intymnej rozmowy o żadnym aspekcie swojego życia, nawet jeśli go wspierałeś i byłeś dla niego dobry.
Z tej nowej pracy widzieliśmy już teledysk do singla „Ostatnia impreza„Która jest efektem współpracy z jego przyjacielem fotografem Peterem Lindberghem w czarno-białym klipie. „Peter chciał uchwycić mnie tak naturalnie i szczerze, jak to tylko możliwe” – powiedział piosenkarz. 'Nie ma miejsca w niebie„został wydany 15 czerwca. Porównując go do swojego poprzedniego albumu „Pochodzenie miłości”, który artysta określa jako „kalejdoskop i psychodeliczny sen”, „Nie ma miejsca w niebie” jest utworem „bardziej kontrolowanym”, który pełni rolę fazy, która następuje po tym sen, używając melodyjnego popu.
Więcej informacji | „Let's Party”: Mika prezentuje swój nowy teledysk
Przez | EFE