Ian „Lemmy” Kilmister, basista i frontman Motörhead, zmarł w poniedziałek w Los Angeles, ofiara raka na który cierpiał. Lemmy właśnie skończył 70 lat.
Jego styl życia nie był nikomu zalecany. Sam rozpoznał to w swojej autobiografii zatytułowanej „Nie polecam nikomu mojego stylu życia”. Życie pełne narkotyków i narkotyków, alkoholu i koncertów, rocka i wszelkiego rodzaju toksycznych substancji. W 1980 roku przeszedł całkowitą transfuzję krwi w celu detoksykacji organizmu.
Ironia polega na tym, że postać obdarzona sarkazmem i buntem umarła w dniu Świętych Niewiniątek, 28 grudnia. Dokładnie za rok, ten rok 2015, który dobiega końca, w którym Motörhead obchodził na scenie 40-lecie istnienia, wydając „Zła magia”, jego dwudziesty drugi album studyjny. Tysiące fanów, których zespół ma w Hiszpanii, czekało na ich trasę koncertową w 2016 roku, z występami w lutym w Barcelonie i Madrycie.
Jeśli przyjrzymy się jego karierze, zobaczymy, że Lemmy urodził się w Boże Narodzenie 1945 roku. Mieszkał ze swoją samotną matką, a ojca poznał dopiero, gdy był pełnoletni, i był już częścią niektórych zespołów rockowych z tych lat 60-tych.
W latach 70. do 80. Lemmy założył firmę Motörhead. W tym samym 1980 roku został wydany „As pik”i staje się albumem o największej sprzedaży w historii zespołu.
W Hiszpanii mogliśmy posłuchać muzyki na żywo Motörhead w lipcu zeszłego roku, jako headliner na festiwalu Resurrection Fest. Niedawno jeden z utworów z ostatniego albumu zaprezentował swój teledysk „When The Sky Comes Looking For You”, nakręcony w całości na Majorce. Lemmy jest brany pod uwagę pionier w nowy sposób grania na basie w świecie rocka.