Posłańcy to horror (jeśli któryś tego typu nadal można za taki uznać) jak każdy inny, jaki widzieliśmy w ciągu ostatnich pięciu lat, co z tego powodu w żaden sposób nie dziwi.
Opowieść o nawiedzonym domu, brutalnym morderstwie, zbuntowanej nastolatce, dziecku, które widzi martwych ludzi, duchy chodzące po ścianach, wrony, siekiera… chwilami myślałam, że oglądam „Straszny film”.
Prawda nie jest złym filmem, ale jest bardzo powtarzalny. Rodzina Solomonów, po kryzysie ekonomicznym, przenosi się z Chicago na farmę w Północnej Dakocie, aby zacząć sadzić słoneczniki na farmie i wtedy właśnie Jess (Kristen Stewart), najstarsza córka rodziny i jej 3-letni brat Ben zaczynają widzieć zjawy w domu i zauważać obecność czegoś innego niż oni sami.
W „Posłańcach” od pierwszej chwili wiemy już wszystko, co się wydarzy. Strach jest umiarkowany, nie wspominając o niskim. Jedyną naprawdę dobrą rzeczą jest piękna Kristen. Stąd niektóre spektakle, które wydają się przeładowane.
Innym ważnym osiągnięciem jest osiągnięcie Evana i Theodore'a Turnerów, którzy grają małego Bena, który musi być następnym Tomem Hanksem w Hollywood (…) kiedy dorośnie, bo podobno nakręcił najlepsze wykonanie filmu. Czasami myślałem, że to robot.
Turnersom i Stewartowi towarzyszą Dylan McDermott, Penelope Ann Miller i John Corbett. Kierunek jest odpowiedzialny za Oxide Pang i Danny Pang.
Moja rekomendacja: Jeśli nie widziałeś horrorów z ostatnich pięciu lat, idź go obejrzeć, w przeciwnym razie nie odpowiadam za to, że zaśniesz.